Most na rzece Kwai – fikcja kontra rzeczywistość

Artykuły, Na spokojnie

Tajlandia większości ludzi jawi się jako raj na ziemi i dla wielu stanowi synonim egzotyki oraz wymarzonych wakacji. Myśląc o niej, przed oczyma mamy przede wszystkim rajskie plaże, deszczowe lasy, słonie i buddyjskie świątynie. Mało kto ma świadomość, że również ten piękny zakątek globu spłynął krwią podczas II wojny światowej, zaś nieopodal stolicy kraju znajduje się jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli wojennych w tej części świata – most na rzece Kwai.

Cmentarz wojenny w Kanchanaburi, fot. Adam Warszawski
Cmentarz wojenny w Kanchanaburi, fot. Adam Warszawski
Most na Kwai jako atrakcja turystyczna
Miejsce jest dużą atrakcją dla turystów, fot. Konrad Korycki
Cmentarz wojenny w Kanchanaburi, Tajlandia
Nagrobek jednego z tysięcy zmarłych jeńców, fot. Adam Warszawski
Tory na moście na rzece Kwai
Tory na moście na rzece Kwai, fot. Michał Wochniak
Zachód słońca nad rzeką Kwai
Zachody słońca bywają tu przepiękne, fot. Adam Warszawski

Most na rzece Kwai – Kolej śmierci

Przeprawa przez rzekę Kwai jest istotnym punktem Kolei Birmańskiej, liczącej w sumie 415 km (263 km w Tajlandii i 152 km w Birmie), która niegdyś łączyła Bangkok i Rangun. Trasa powstała w latach 1942-1943. Ideą przyświecającą jej budowie było znaczne przyspieszenie dostaw zaopatrzenia dla żołnierzy japońskich stacjonujących w Birmie. W czasie, gdy alianci kontrolowali Cieśninę Malajską, miało to kluczowe znaczenie dla okupacji zachodniej części Półwyspu Indochińskiego oraz planowanej inwazji na Indie Brytyjskie.

Budowa kolei, projektu japońskich inżynierów, była ogromnym przedsięwzięciem pod każdym względem. Trasa wiodła przez wyjątkowo nieprzystępne tereny, charakteryzujące się mocno zróżnicowaną rzeźbą i porośnięte gęstą, tropikalną dżunglą. Związane z tym problemy logistyczne uniemożliwiały użycie ciężkich maszyn, zatem cała trasa musiała powstać przy pomocy siły ludzkich mięśni, zaś jedynym dostępnym środkiem transportu były słonie. Początkowo budowa posuwała się w mozolnym tempie, a na jej ukończenie przewidywano aż 5 lat pracy. Sytuacja zmieniła się diametralnie po kapitulacji wojsk alianckich w Singapurze, na skutek czego do niewoli trafiło 68 000 żołnierzy.  Po zaangażowaniu do pracy jeńców wojennych oraz ponad 300 000 cywilnych niewolników, tempo realizacji wzrosło niemal czterokrotnie, a budowa została ukończona pod koniec 1943 roku, po zaledwie 16 miesiącach.

Most na rzece Kwai znany z filmu

Most na rzece Kwai jest chętnie odwiedzanym miejscem, fot. Konrad Korycki

Za sukces Japończyków, robotnikom przyszło zapłacić ogromną cenę. Mordercza praca w gęstej, zalewanej deszczem, malarycznej dżungli, wysokie temperatury, brak pożywienia, choroby i nieludzkie traktowanie przez japońskich żołnierzy kosztowało życie ok. 100 000 robotników i 16 000 jeńców. Oznacza to, że każdy kilometr Kolei Birmańskiej został okupiony śmiercią ok. 280 ludzi, zaś w sumie przy jej budowie życie oddał niemal co trzeci robotnik, nadając tym samym trasie niechlubne miano Kolei Śmierci.

Most na rzece Kwai znajduje się ok. 5 km na północ od miasta Kanchanaburi, będącego stolicą prowincji o tej samej nazwie. Jest w istocie jednym z ok. 300 obiektów mostowych wzniesionych na całej trasie kolei. Nie cechują go specjalne walory architektoniczne, piękne widoki czy nietypowa historia. Co więc czyni go miejscem pielgrzymek tysięcy turystów z całego świata?

Brzeg rzeki Kwai w Tajlandii

Widok na okolicę, fot. Michał Wochniak

Most na rzece Kwai – Magia kina

Powodem jest kultowy dziś dramat antywojenny z 1957 roku pt. „Most na rzece Kwai”, będący głośną ekranizacją książki o tym samym tytule, pióra francuskiego pisarza Pierre’a Boulle’a. O sukcesie filmu w gwiazdorskiej obsadzie niechaj świadczy fakt nagrodzenia go siedmioma Oscarami i trzema Złotymi Globami.

Kanoniczne już dzieło filmowe w reżyserii Davida Lean’a, ukazuje mocno przekoloryzowaną historię powstania słynnego mostu, z jednej strony ośmieszając Japończyków, których owo przedsięwzięcie zdaje się od samego początku przerastać, z drugiej wynosząc na piedestał niezłomnych i kompetentnych jeńców brytyjskich. Film obrazuje również bezsens wojny i towarzyszący jej paradoks. Oto budowa tytułowego mostu, mającego strategiczne znaczenie dla wrogich wojsk, staje się również oczkiem w głowie i punktem honoru charyzmatycznego dowódcy Brytyjczyków, pułkownika Nicholsona (w tej roli niezapomniany Alec Guinness, ten sam, który dwadzieścia lat później wstąpi na drogę Jedi stając się Obi-Wanem Kenobim). Most jest jego sposobem na zachowanie wojskowej dyscypliny w szeregach swych ludzi, lecz również swoistym uhonorowaniem swej dotychczasowej kariery wojskowej i materialną spuścizną dla przyszłych pokoleń. Zainteresowanych tym, do czego będzie gotów posunąć się pułkownik Nicholson, by dopiąć swego, odsyłam do filmu (naprawdę warto).

W kontrze do dramatycznych wydarzeń, ukazanych na ekranie, widzom towarzyszy charakterystyczna melodia „Colonel Bogey March”, dziarsko gwizdana przez zniewolonych żołnierzy. Mimo iż od premiery filmu minęło już 60 lat (sam marsz został zaś skomponowany przeszło 100 lat temu), jego motyw muzyczny wciąż pozostaje jednym z najbardziej rozpoznawalnych w historii kina i jednoznacznie już kojarzy się z tytułowym mostem.

Most na rzece Kwai – Legenda w starciu z rzeczywistością

Porywająca historia z książki i filmu jest w rzeczywistości jedynie zgrabnie zaprezentowaną fikcją, jednakże autentyczne wydarzenia były niemniej dramatyczne.

Wiadomo, że w rzeczywistości nad rzeką Kwai wzniesiono dwa sąsiadujące ze sobą mosty. Pierwszy z nich był drewniany i służył jedynie tymczasowemu dostarczeniu materiałów niezbędnych do budowy właściwego mostu. Ciekawostką jest fakt, iż stalowe fragmenty tego drugiego, były pierwotnie częścią zupełnie innego obiektu, który został rozebrany, a jego elementy dostarczono do prowincji Kanchanaburi z odległej o 3 000 km Jawy.

Nie wdając się zanadto w szczegóły konstrukcyjne obu mostów (które w istotny sposób różniły się od tego, ukazanego na filmie), należy wspomnieć, że faktycznie zostały one zniszczone przez aliantów, jednakże w efekcie bombardowania, nie zaś po zaminowaniu i wysadzeniu przez komandosów, jak wynika z obrazu Lean’a. W wyniku nalotów bombowych, most drewniany został doszczętnie zniszczony (jego pozostałości można obejrzeć w znajdującym się nieopodal Muzeum Wojennym JEATH), zaś w stalowym strącono trzy środkowe przęsła. Dziś w ich miejscu widnieją dwa dźwigary kratownicowe, zdecydowanie większe i różniące się kształtem od pierwotnych elementów. Odbudowa mostu miała miejsce dopiero po wojnie i została wykonana przez Japończyków, w ramach wojennych reparacji.

Most na rzece Kwai nocą

Słynny most w nocnej scenerii, fot. Konrad Korycki

Kolejną różnicę stanowi fakt, że obydwa mosty były w regularnym użyciu przez dwa lata po wybudowaniu, zaś filmowy odpowiednik został spektakularnie wysadzony w chwili uroczystego otwarcia.

Ciekawostką jest również sama sceneria, w rzeczywistości zupełnie różna od tej, ukazanej na srebrnym ekranie. Powodem owej różnicy jest to, że zdjęcia do filmu nie były robione  w Tajlandii, lecz w odległym o ponad 2200 km Cejlonie.

Rozczarowujący dla niektórych może być też fakt, że słynna rzeka Kwai nosi to miano od zaledwie nieco ponad pół wieku. Wszystko za sprawą pomyłki Pierre’a Boulle’a, który pisząc o moście na rzece Kwai, w rzeczywistości nigdy na nim nie był. Wiedział jedynie, że Kolej Śmierci przez wiele kilometrów biegnie równolegle do rzeki Kwae i założył, że to właśnie ją przekracza na północ od Kanchanaburi. W rzeczywistości jednak trasa kolei wiedzie nad rzeką Mae Khlung.

Po premierze filmu Lean’a powstało zamieszanie, bowiem turyści zaczęli tłumnie odwiedzać Tajlandię chcąc zobaczyć słynny most na rzece Kwai, który w rzeczywistości nigdy nie powstał. Kreatywni Tajowie nie chcąc rozczarowywać przyjezdnych, przemianowali nazwę rzeki. W ten oto sposób, w 1960 roku, rzeka Mae Khlung, na północ od ujścia rzeki Kwae Noi (mała Kwae) stała się znana jako Kwae Yai (duża Kwae).

Pociąg zjeżdżający z mostu na Kwai

Na krótkim odcinku torów wciąż jeżdżą pociągi, fot. Konrad Korycki

Most na rzece Kwai – W szponach komercji

Współcześnie, z 415 km Kolei Birmańskiej, w ciągłej eksploatacji pozostaje odcinek długości 75 km, w którego skład wchodzi także słynny most. Nieprzyjazny teren, nadal usiany zapomnianymi grobami budowniczych kolei (wielu z nich, zwłaszcza cywili, było chowanych wzdłuż linii kolejowej), obecnie stanowi o jej atrakcyjności turystycznej. Piękna widokowo trasa wraz z mostem, będącym już ikoną popkultury, cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem turystów.

Przyglądając się dziś mostowi na rzece Kwai, opanowanemu w znacznej mierze przez pieszych, trudno uzmysłowić sobie krwawą historię, która się z nim wiąże. Zalążek autentyczności można poczuć w chwili, gdy słyszymy gwizd nadjeżdżającego pociągu, który z wolna, w pełnym majestacie wtacza się się na żelazną konstrukcję. Dopiero gdy widzimy roześmiane twarze turystów machających z jego okien, powraca świadomość, że niegdysiejsza Kolej Śmierci, dziś w znacznej mierze została oddana we władanie komercji.

Będąc w okolicy mostu, warto wstąpić do leżącego w bliskim sąsiedztwie, wspomnianego już Muzeum Wojennego JEATH (jego nazwa wywodzi się od pierwszych liter angielskich nazw krajów, uczestniczących w budowie Kolei Birmańskiej – Japonii, Anglii, Australii/Ameryki, Tajlandii oraz Holandii). Prowadzona przez tajskich mnichów placówka upamiętnia cierpienie budowniczych kolei i pozwala zwiedzającym lepiej zrozumieć krwawą ofiarę, którą ponieśli.

Będąc w Kanchanaburi można odnieść wrażenie, że filmowa legenda przegrywa w starciu z rzeczywistością. Most nigdy nawet nie przypominał konstrukcji znanej z filmu, a po wojnie utracił również swój pierwotny kształt. Niesławna Kolej Śmierci stała się niczym więcej, niż kolejną atrakcją turystyczną. Nawet rzece nadano nowe miano, by pasowała do zgrabnie usnutej opowieści.

By uciec od przytłaczającego, komercyjnego zgiełku, polecam udać się na pobliski Cmentarz Wojenny. Spacerując między nagrobkami tysięcy spoczywających tam młodych mężczyzn, warto uświadomić sobie, że w spopularyzowanej przez film historii, najważniejsze nie są detale, lecz przesłanie ukazujące bezsens wojny, idące z nią w parze okrucieństwo i najwyższe poświęcenie jej uczestników. To zaś było aż nazbyt rzeczywiste.

Cmentarz wojenny w Kanchanaburi

Na Cmentarzu Wojennym, fot. Michał Wochniak

Tekst: Konrad Korycki

Autorem części zdjęć jest Michał Wochniak, autor bloga autostopuje.pl

✈️ 🇺🇸
Wyjazd do USA