Samarkanda i jej duchy

Artykuły, Z przygodami

Samarkanda. Wody starożytnego Oksusu leniwie przelewały się pod Mostem Przyjaźni łączącym Uzbekistan z Afganistanem. Dwadzieścia trzy wieki wcześniej, gdzieś tutaj przeprawiał swoich falangitów Aleksander Wielki. Po nim przetaczały się tędy armie Persów, Sogdyjczyków, Arabów i Mongołów. Wraki sowieckich czołgów i transporterów opancerzonych które nie zdołały się tędy wycofać pod koniec lat osiemdziesiątych, wciąż rdzewieją między Kabulem a Mazar-i Szarif. Most przyjaźni, wyśmienita nazwa.

Bazar Samarkanda w Uzbekistanie
Bazar, fot. Yunuskhuja Tuygunkhujaev
Drewniany meczet w Samarkandzie
Drewniany meczet, fot. B.Kiraga
Grobowiec Timura - Samarkanda
Grobowiec Timura, fot. B.Kiraga
Grobowiec Timura - Samarkanda, Uzbekistan
Grobowiec Timura, fot. B.Kiraga
Statua Timura - Samarkanda
Statua Timura, fot. B.Kiraga
Kolecja Uzbeków - Samarkanda
Uzbecka kolacja, fot. B.Kiraga
Uzbecka gościnność znana jest na całym świecie - Samarkanda
W mieszkaniu u gościnnych Uzbeków, fot. B.Kiraga

Samarkanda i jej tajemnice

Amu-daria, jak dziś nazywa się tę graniczną rzekę, nie sprawiała większych trudności atakującym, czy to z północy, czy z południa, ani też mnie, kiedy wydostawałem się przez nią z Afganistanu krocząc jedwabnym szlakiem. Samarkanda – problemy zaczęły się dopiero gdy po przejściu na zieloną, Uzbecką stronę, okazało się, że afgani nie ma tu żadnej wartości i jest praktycznie niewymienialne na tutejsze somy. Niewymienialne legalnie, więc cinkciarz którego znalazłem po długich poszukiwaniach mógł złupić mnie bezlitośnie, zamieniając banknoty o wartości 90 USD na marne 30 USD. Za to w powszechnie akceptowanej walucie.

Zły na własną głupotę ruszyłem w kierunku drogi na Samarkandę machając kciukiem i licząc, że uda mi się złapać jakąkolwiek okazję przed zbliżającym się wieczorem. Udało się. I to jeszcze jak.
-Wy skąd?- zapytał zwalisty Uzbek zza kierownicy
-Z Polski!
-Aaa „Czterej pancerni i pies”, no to dawaj do środka, dokąd jedziesz?
-Samarkanda.
-No, my do Samarkandy nie jedziemy, ale podrzucimy Cię trochę na północ.

W aucie jechało trzech starszych Uzbeków, wracających z pracy przy budowie w nadgranicznym Termezie. Mimo, że każdy z nich był muzułmaninem, rosyjskie panowanie w Azji Środkowej odcisnęło na nich swoje piętno i po chwili relaksowaliśmy się w przydrożnym barze pijąc piwo i pochłaniając baraninę. Po obfitym posiłku na stole wylądowała zielona herbata, pita z czarek. Chiński duch był coraz bardziej wyczuwalny, ale na razie przyszło nam się zmierzyć z duchem sowieckiego sojuza. Kierowca zaproponował, żebyśmy się „za przyjaźń” napili wódki. Oczywiście nie mogłem odmówić takiej propozycji, ale zastrzegłem, że nie miałem nic mocniejszego w ustach od dwóch miesięcy i dla mnie tylko troszkę. Niestety nie do końca mnie zrozumiał (bądź nie chciał mnie zrozumieć) i okazało się, że już lekko podchmielony piwem musiałem zmierzyć się z pół litrem wódki, pitym czarkami w trzydziestokilku stopniowym upale.

Samarkanda – podróż

Ocknąłem się rano w namiocie. W panice przeszukałem kieszenie – wszystko na swoim miejscu. Głowa bolała, jakby przetoczyła się po niej uciekająca przed Macedończykami scytyjska kawaleria. Z niepokojem rozsunąłem zamek osłaniający mnie przed nieznanym, okazało się, że spałem na trawie, przy stacji benzynowej na przedmieściach Samarkandy. Drogę zrekonstruowałem głównie za pomocą zdjęć i nagrań na telefonie, okazało się, że wesoła kompania robotników budowlanych postanowiła przekazać mnie pod opiekę równie wesołemu kierowcy ciężarówki, który nocą wysadził mnie na stacji i pomógł rozłożyć namiot. Uzbecka gościnność!

Pokrzepiwszy się kupioną za grosze oranżadą „Pinokio” (o smaku sowietów, wysoko wyczuwalna cała tablica Mendelejewa) i znalezionymi w namiocie papierosami (dar tirowca?) ruszyłem w kierunku centrum. Zielone parki otoczone typową socjalistyczną wielką płytą i małymi kamienicami stanowiły cudowną odmianę po rozpadającym się w pył Afganistanie. Czułem się niemal jak w Polsce lat dziewięćdziesiątych, aż do momentu, gdy wkroczyłem do historycznego centrum. Zaparło mi dech w piersiach.

Nad XIX i XX-wieczną zabudową górowały ogromne, pięknie odrestaurowane timurydzkie budowle. Mieli rozmach Mongołowie, gdy dźwigali z ruin Samarkandę zniszczoną doszczętnie przez swoich przodków na początku XIII wieku. Wszystko dookoła przytłaczało swym rozmachem. Registan, kompleks trzech medres dookoła głównego miejskiego placu, swoją wielkością deklasował wszystkie zabytki, które oglądałem wcześniej.

Registan Samarkanda Podróże szyte na miarę

Samarkanda, Plac Registan, fot. Ekrem Canli

Meczet Bibi Chanum zwieńczony gigantyczną kopułą wyższy był niż rzymski Panteon. Stojąc pod jego wrotami człowiek musi dobrze zadzierać głowę, by dostrzec ich zwieńczenie. Od przepychu i bogactwa kręciło mi się w głowie, zwłaszcza, że jeszcze dwa dni wcześniej przemieszczałem się po depresyjnym Afganistanie. Niczym lunatyk wędrowałem po szerokich alejach, aż dotarłem do pokrytych z rzadka drzewami dziwnych pagórków, położonych na północ od najświetniejszych zabytków.

Z początku nie miałem pojęcia po czym stąpam, myślałem, że to może miejski park, dopóty nie zacząłem znajdować pod nogami kawałków ceramiki. I wtedy uświadomiłem sobie, że doszedłem na miejsce ruin starej Samarkandy, a dziwne pagórki musiały być kiedyś miejskimi murami. Dreszcz przebiegł mi po plecach mimo upału, rzeczywiście, kamień nie pozostał na kamieniu po wizycie hord Czyngis-chana.

Meczet Bibi Khanym

Samarkanda, Meczet Bibi-Khanym, fot. Bobyrr

Ciarki w Samarkandzie czułem jeszcze raz, gdy wydostając się z miasta w kierunku Buchary zostałem zaproszony przez Uzbecką rodzinę na kolację. Stół uginał się pod ciężarem warzyw i owoców z przydomowego ogródka, a gdy najstarszy z siedzących za stołem domowników dowiedział się, że uwielbiam historię zaczął snuć opowieść o otwarciu grobu Timura. Ciężkim, basowym rosyjskim opowiadał, jak w roku 1941 sowieccy archeolodzy postanowili przekonać się, czy w mauzoleum Tamerlana faktycznie jest pochowany wielki Mongoł.

Prace wykopaliskowe trwały, mimo piętrzących się trudności; psuły się generatory, brakowało czystej wody, wszystko co mogło iść źle – szło źle. W końcu nastąpił moment otwarcia trumny, na której podobno wyryto ostrzeżenie, że ktokolwiek zakłóci spokój wodza, na tego spadną straszne klęski. Wieko odskoczyło… i nic się nie stało, ekipa kopaczy odetchnęła z ulgą. Jeszcze nie wiedziała, że za kilkanaście godzin przez granice ZSRR zaczną wlewać się wojska III rzeszy rozpoczynając wielką „wojnę ojczyźnianą”. Przypadkowa zbieżność dat? Być może. Ale gdy taką opowieść słyszy się w Samarkandzie czuć duchy przeszłości, szalejące nocą po Azji Środkowej…

Jedwabny Szlak Podróże szyte na miarę

Na Jedwabnym Szlaku

 

✈️ 🇺🇸
Wyjazd do USA