Szwecja jak miejscem, do którego jedziemy, żeby odpocząć od cywilizacji. Podróżnicy wybierają się do Skandynawii, aby poczuć, że to właśnie oni są gośćmi na planecie Ziemia, która łaskawie odkrywa przed nimi swoje piękno. Po co jechać tam w momencie kiedy wszędzie na świecie zachęcają nas do izolacji? Szwecja jest jedynym krajem w Europie, która wybrała zupełnie inną drogę poradzenia sobie z pandemią. Jej granice przez cały czas pozostają otwarte, a będąc tam, można przez chwilę poczuć, że cofnęliśmy się do epoki precovidowej.
Kierunek Ystad
Na początek warto zacząć od przystanku w Ystad, które znajduje się w południowo-wschodniej części Szwecji. To miejsce możecie kojarzyć z dwóch powodów. Po pierwsze do Ystad często kursują promy ze Świnoujścia, więc jeśli jesteście mieszkańcami północnej Polski, to od tego punktu zwykle zaczynacie swoją podróż w głąb Szwecji.
Istnieje także możliwość, że jesteście miłośnikami kryminałów. W tym wypadku zapewne podróżujecie do Ystad, aby odnaleźć ślady komisarza Kurta Wallandera – fikcyjnego bohatera kryminałów Henninga Mankella. Jeśli nie jesteście fanami literatury kryminalnej, możecie zwyczajnie dać się zaskoczyć jednemu z najpiękniejszych miasteczek Skanii.
Ystad to miasteczko, które nie zostało zniszczone przez żadne wojny czy klęski żywiołowe. Stąd jest to miejsce, które zachowało swój średniowieczny charakter i oryginalną gotycką architekturę. Polecam również wybrać się do Ystad Studios, gdyż to największe studio filmowe w całej Skandynawii. Jeśli przeznaczyliście na Ystad zbyt mało czasu, zachęcam, żeby przynajmniej pospacerować po przyklasztornym ogrodzie i przejść się ulicą Lilla Västergatan, gdzie możecie zobaczyć najwięcej kolorowych domków.
Podejdźcie również w okolicach 21:15 pod wieżę mariacką, z której dochodzi interesujący dźwięk, który przypomina buczenie. Co prawda nie jest to nasz krakowski hejnał, ale to właśnie w ten sposób, strażnik informuje mieszkańców Ystad, że nie śpi, więc miasto jest bezpieczne. Może buczenie przegrywa w porównaniu z opowieścią o tragicznym losie polskiego trębacza, ale musimy wybaczyć Szwedom, gdyż na ich miasta raczej nikt nie napadał.
Kiruna – lapońska kraina lodu
Po przejechaniu całej Szwecji z krótkim przystankiem w Strömsund oraz obowiązkowymi przerwami na zachwycanie się wodospadami i mijającymi zwierzętami, nie można pominąć Kiruny – największej krainy Laponii. Koniecznie odwiedźcie kościół Kiruny Kyrka, który wyglądem przypomina lapoński namiot. Jeśli jesteście zakochani w zorzy polarnej to nie możecie pominąć Instytutu Geofizycznego, gdzie naukowcy badają to zjawisko i chętnie dzielą się różnymi ciekawostkami. Wierzcie lub nie, ale naprawdę są bardzo otwarci nawet na najgłupsze pytania. Warte polecenia jest również Muzeum Samegården, które jest poświęcone kulturze Saamów (potomków pierwotnych mieszkańców Skandynawii).
Jeśli możecie sobie pozwolić na wydanie większej ilości pieniędzy to powinniście spędzić noc w lodowym hotelu, który znajduje się w niewielkiej miejscowości Jukkasjärvi niedaleko Kiruny. Icehotel to jedyne miejsce na świecie zbudowane z krystalicznego lodu i tysięcy ton śniegu. Będziecie mogli zasnąć na szerokim lodowym łóżku i zamówić grzańca w lodowym barze. Wieczór spędzicie w śnieżnym amfiteatrze i wysłuchacie koncertu, na którym artyści używają lodowych instrumentów.
Lofoty i powrót do domu
Podróż warto zakończyć na wodach morza norweskiego. Lofty sątak nierealne, że można poczuć, że przenieśliśmy się do innej rzeczywistości. Z jednej strony rybackie miasteczka, góry oraz kolorowe domki, a z drugiej dzikie plaże, których nie spodziewamy się zobaczyć za kołem podbiegunowym.
W tych szalonych czasach życzę nam wszystkim, żebyśmy odnaleźli miejsce, gdzie możemy uciec od naszej przytłaczającej rzeczywistości, zwłaszcza w tych dziwnych, pandemicznych czasach.
Autorką wszystkich fotografii jest Paulina Karska.