Czarnogóra. Kanion Tara, obowiązkowo do zobaczenia. Ale nie tym razem. Tym razem upajaliśmy nasze dusze widokami z trasy E762. Jazda samochodem, jak wspinaczka w górach. Przepaść napawa lękiem i szacunkiem, ściany gór dookoła przerażają pięknem.
Jezioro Pivsko
I podążasz dalej, bo chcesz zrobić kolejny krok i wiele tych kroków, bo za następnym zakrętem jest tunel, prosto przez górę, i na chwilę robi się przyjemnie półmroczno. Niestety, tunele po drodze do Plužine są zbyt krótkie. Ale widoki zapierają dech w piersiach. Jedziemy pół godziny, a wrażeń na sto lat, w tym jezioro Pivsko powstałe w wyniku zalania części kanionu rzeki Pivy po wybudowaniu na niej tamy. Sama tama robi piorunujące wrażenie. Kilka w życiu widziałem, ale ogrom tego przedsięwzięcia naprawdę przytłacza.
Kanion Pivy
Rafting po Tarze i kanion Tara są już dość dobrze znane i stanowią cel wielu odwiedzających Czarnogórę. Jednak kraj ten ma jeszcze jeden kanion – kanion wspomnianej już rzeki Pivy. Rezygnując z nowej głównej drogi krajowej można podziwiać ten cud natury nie mniej urokliwy od kanionu Tara. A jeśli do tego można podziwiać te widoczki popijając rakiję domowej roboty na ranczo jednego z tubylców, to żyć nie umierać.
Podgorica
Podgorica nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Miasto jakich wiele. Stolica. „Strzelają” na przejściach dla pieszych, zielone światło i seria z automatu. Naprawdę trudno o lepsze udogodnienie dla niewidomych. Widać zwykłe brzęczyki lub inne sygnały dźwiękowe nie były tak dobrze słyszane pośród wszechobecnych klaksonów. Bo, podobnie jak w Bośni czy Serbii, trąbi się tutaj na potęgę. Na dzień dobry i na do widzenia, żeby kogoś pozdrowić
i żeby obrazić, właściwie, to klakson nikogo tu nie denerwuje i nikomu nie przeszkadza, aż dziw, że jeszcze spełnia swoją funkcję, bo powiedzieć, że się go tu nadużywa, to nic nie powiedzieć.
Budva
Budva. Nigdy więcej jagnięciny w Budvie. Drogo, mało, a w smaku niewiele się różni od gotowanych żeberek. Ale stara Budva przepiękna. Trzeba zobaczyć samemu, przeżyć, nie będę się silił na jakieś górnolotne opisy. Nasuwały mi się skojarzenia z Ałupką na Krymie, ale to tylko błahe skojarzenie. Pewnie wiele wieków temu też tutaj zachwalano przed przyjezdnymi jagnięcinę, może wówczas była smaczniejsza. Wśród tych wąskich uliczek zapewne kłębiły się tłumy mieszkańców, handlarzy, zwierząt, bo miasteczko nie było rezerwatem i toczyło się tu normalne życie. Teraz knajpki i restauracje i hotele. Teraz atrakcja turystyczna. Nic nie opisze klimatu jaki panuje w starej Budvie w nocy, gdy fale rozbijają się o brzeg, ale żal, ze tak bardzo nastawione to wszystko na zarabianie pieniędzy, momentami człowiek się czuje jak na Floriańskiej w Krakowie.
Kotor
Podobnie w Kotorze, no ale Kotor to jest coś! Twierdza wysoko ponad miastem, mury obronne i fortyfikacje wijące się wzdłuż zbocza! Nie idziemy tam. A może chociaż kawałek, tam – zobacz, do tamtego kościółka. Tylko trochę pada. No dobra, to chodźmy. I poszliśmy kawałek w górę, do tego kościółka, który był zamknięty, ale przez szybę w drzwiczkach można było zajrzeć do środka, wszystko gotowe do nabożeństwa. Dywan na posadzce, ołtarz, obraz w centralnej części. Ale jak się odwrócić i popatrzeć w dół, w stronę miasta i zatoki… coś niesamowitego! Idziesz potem w górę i nieustannie się odwracasz, bo widok coraz bardziej oszałamia. Miasto coraz mniejsze, góry coraz potężniejsze. Boka kotorska (zatoka) podobno nosi cechy norweskich fiordów, ale jak patrzysz, to tylko patrzysz i podziwiasz, i można tak patrzeć bez końca. Droga na szczyt wiedzie trawersem i zakosami wzdłuż zbocza, na każdym zakręcie coś na kształt platformy widokowej, choć były to kiedyś pewnie jakieś stanowiska wartownicze.
Nie można jednak oprzeć się pokusie i nie przystanąć, żeby popatrzeć na widok jaki rozpościera się na zatokę
i miasto. Plecak za ciężki? To może schowamy gdzieś po drodze. Co to jest? Nie wiem, jakaś grota, to jakiś pałac chyba był. Małe wejście prowadzące w głąb budowli wtopionej w zbocze – w środku ciemno, ale echo daje znać, że to duże pomieszczenie, podzielone na kilka części, puste. Trochę kamieni, gruzu. Ciekawe co tutaj było? Pałac? Kościół? Światło latarki nie jest w stanie ogarnąć całości, ale można zostawić plecaki i iść w dalej w górę. Na szczycie powiewa flaga Czarnogóry, jest dużo zabudowań, miejscami trochę niebezpiecznie, nie wszędzie się da przejść, tzn. przejść się da, choć dla niektórych to trochę niebezpieczne i zagrodzili, napisali, ze przechodzić nie wolno. A spędzić tam można cały dzień, chodzić i odkrywać te wszystkie zakamarki dotknięte zębem czasu. Widok na miasto i zatokę nie do opisania. I weszliśmy na sam szczyt, choć wydawało się, że w tym deszczu to niemożliwe, ale przestało padać, a droga okraszona takimi budowlami i takimi widokami nie daje poczuć zmęczenia. Mury miejskie zwieńczone twierdzą św. Jana to coś, co trzeba zobaczyć.
Co kto lubi
W Czarnogórze jest jeszcze wiele innych miejsc nad morzem, które można odwiedzić. Ulcinj z plażą naturystów, przepiękne góry Durmitor, Bar – miejscowość swoimi korzeniami sięgająca do starożytności, ale zachwalana jest również jako wspaniałe miejsce nad morzem, żeby się poopalać, popływać, po prostu wypocząć. Czarnogóra jest nieduża, tam i z powrotem, cały kraj można w jeden dzień przejechać, bez łamania przepisów. Na koniec podróży pytam jednego z kierowców jak to z tym ćevapi jest, bo w Czarnogórze to też popularna potrawa – z czego się to robi? No, z mięsa. A jakie musi być? Mielone. Ale jakieś konkretne? Jagnięcina? Baranina? Różne, najlepiej jakby pomieszać, co kto lubi. I w zależności co kto lubi, to w Czarnogórze znajdzie coś dla siebie, góry morze, zabytki i dobrych ludzi, którzy poczęstują domową rakiją.