Na pohybel zimie, czyli festiwal Surva

Aktywnie, Ciekawostki

  • Tekst: Jakub Mirowski

  • Data publikacji:
    • Poznaj autora

      Magister filologii tureckiej, domorosły dziennikarz i autostopowicz zafascynowany Bliskim Wschodem, Azją Centralną i wschodnią Europą. W trakcie ostatnich ośmiu lat spędził miesiąc w Kazachstanie, Kirgistanie i Tadżykistanie, a także odbył dwie samotne autostopowe wyprawy do tureckiego Kurdystanu. Jego wielkim marzeniem jest zobaczenie resztek Jeziora Aralskiego w Uzbekistanie.

Końcem stycznia stolica Bułgarii, Sofia, prezentuje się tak: smog, mróz, śnieg i deszcz, śliska szaro-brązowa breja na chodnikach. Na szczęście jest szansa, że zima odpuści szybko, bo 30 kilometrów dalej, w miasteczku Pernik, już trwają obrzędy, które mają przyśpieszyć nadejście wiosny. Słyszalna z daleka kakofonia miedzianych dzwonków, śpiewów i megafonów, połączenie tradycyjnych, wiejskich rytuałów z atmosferą przaśnego festynu. I rzecz najważniejsza, czyli setki przebierańców w strojach z futra, piór i drewna. To właśnie festiwal Surva, jedna z najdziwniejszych celebracji miejscowego folkloru, jakie znajdziecie w Europie.

surva mezczyzni

Stulecia maskarady

Święto to osadzone jest w tradycji kukierów, ludzi strojących się w zwierzęcą sierść i drewniane maski na podobieństwo demonów, którzy w tych regionach chodzili przez wsie od wieków – coś na podobieństwo turonia w polskim folklorze, tylko znacznie bardziej efektowne. Zwyczaj pojawił się podobno jeszcze w czasach trackich i miał na celu skrócenie zimy, wybłaganie dobrych plonów i przepędzenie złych duchów. A skoro prośby są wielkiej wagi, to i uczestnicy nie przebierają w środkach. Obecnie do Pernika rok w rok zjeżdża się po kilka tysięcy przebierańców w grupach po kilkadziesiąt osób, a każda z nich próbuje przebić następną. Ktoś ma metrową czapę z prawdziwego włosia? To nic – ktoś inny przytroczył sobie do pleców drewnianą konstrukcję, dwa razy większą od niego samego, i upstrzył ją piórami. Jeszcze ktoś ma gigantyczne skrzydła z wymalowaną uśmiechniętą buźką. Pomiędzy kukierami biegają drugoplanowi aktorzy w nieco mniej imponujących strojach – odgrywają scenki rodzajowe, tańczą, śpiewają.

Dźwięk wszystkiego

Nietrudno się domyślić, że wszystko to produkuje ogłuszający hałas. Już pal licho piosenki, muzykę, piszczałki, flety, bębny, pal licho spikera opowiadającego o akurat występującej grupie, próbującego przekrzyczeć drugiego spikera, który z kolei podaje numer telefonu, pod którym można zagłosować na swoich ulubieńców. Najgłośniejsze są bowiem miedziane dzwonki, które niemal każdy kukier przyczepia sobie do pasa. Niektórzy zachowują umiar i zatrzymują się na kilku, ale są i tacy, którzy obwieszają się kilkudziesięcioma. Gdy zaczyna się pokaz, a kukierzy zaczynają podskakiwać w rytm muzyki, setki dzwonków zagłuszają już i tak panujący jazgot, inicjując wrzawę, która potrwa do samego końca przedstawienia.

fot. Cezary Mirowski

fot. Cezary Mirowski

Pojedynczy spektakl trwa kilka, może kilkanaście minut, ale w tym krótkim czasie trudno zdecydować, na czym zawiesić oko. Na chłopaku w drewnianej masce diabła, który do upadłego uderza w zawieszony na szyi bęben? A może na korowodzie ludzi obleczonych w stroje upodabniające ich do niepokojących hybryd pomiędzy ludźmi i zwierzętami? Albo na scence, w której dwóch chłopów gania po placu diabła, obala go na ziemię i zakłada mu chomąto? Nawet wyłączywszy kukierów, barwnych postaci i tak jest mnóstwo. Znajdują się tu: mężczyźni przebrani za niedźwiedzie, wojskowi wyprowadzający sztuczną armatę i strzelający z niej (najwidoczniej jeszcze im mało hałasu!), młodożeńcy, duchowni, złe duchy, a także – z nieznanego mi powodu – arabscy szejkowie.

Stroje, których boi się zima

Mimo to w centrum uwagi większości pozostają kukierzy. I jest ku temu dobry powód. Ich stroje – fantazyjne, dziwaczne, czasem przerażające – to prawdziwe dzieła sztuki. Do ich stworzenia wykorzystuje się wszystko, co możliwe: plastik, metal, drewno, pióra, papier. Najbardziej imponujące przebrania to trzymetrowe konstrukcje przypasane do pleców, które – w połączeniu z maskami, dzwonkami i grubymi futrami – ważą pewnie drugie tyle, co ich właściciel. Występujący muszą być więc świetnie przygotowani fizycznie, ale na festiwalu Surva nie ma już prowizorki: ci, którzy się tam prezentują, to profesjonaliści, żyjący z tego typu przedstawień. Nawet jeśli hałas na placu w Perniku potrafi przyprawić o ból głowy, to samo obserwowanie tych barwnych pochodów jest prawdziwą ucztą dla oczu.

Po dwóch dniach, kiedy idziemy na autobus i ruszamy z powrotem do Polski, na zewnątrz jest nieco cieplej i wreszcie zza chmur widać trochę błękitnego nieba. Kukierom najwidoczniej się udało i zima powoli daje za wygraną. Pewnie nie mogła już wytrzymać tego wszechogarniającego jazgotu.

✈️ 🇺🇸
Wyjazd do USA