Roraima – szczyt pradawnego świata

Inspiracje

  • Tekst: Jakub Mirowski

  • Data publikacji:
    • Poznaj autora

      Magister filologii tureckiej, domorosły dziennikarz i autostopowicz zafascynowany Bliskim Wschodem, Azją Centralną i wschodnią Europą. W trakcie ostatnich ośmiu lat spędził miesiąc w Kazachstanie, Kirgistanie i Tadżykistanie, a także odbył dwie samotne autostopowe wyprawy do tureckiego Kurdystanu. Jego wielkim marzeniem jest zobaczenie resztek Jeziora Aralskiego w Uzbekistanie.

Na pograniczu trzech południowoamerykańskich państw rozciąga się góra płaska jak stół, jakby nienaturalnie wyniesiona wysoko ponad pampę, której szczyt skrywa pozostałość świata sprzed setek milionów lat.

Na Roraimie trudno liczyć na słoneczną pogodę: przez większość czasu na szczycie unosi się mgła i pada deszcz. / źródło: Erik Cleves Kristensen

Roraima – korzeń boskiego drzewa

Na długo przed tym, jak swoją stopę postawili tam ludzie z Europy, w północnej części Ameryki Południowej rosło nieopisanie wielkie drzewo. Na jego gałęziach wyrastały wszelkie znane rośliny i owoce, żywiąc okoliczne ludy. Ale pewnego dnia jeden z bogów, którzy przechadzali się wtedy pośród śmiertelników, postanowił ściąć życiodajne drzewo. Jego upadek wypchnął z ziemi góry i spowodował katastrofalną powódź. Po boskiej roślinie pozostał tylko gigantyczny korzeń, stojący teraz samotnie pośrodku sawanny.

Rdzenny lud Pemon, zamieszkującego terytorium Gran Sabana na pograniczu Wenezueli, Gujany i Brazylii, tak właśnie tłumaczył sobie fenomen Roraimy. To góra wysoka na ponad 2800 metrów,  posiadająca szczyt płaski jak stół, rozciągająca się na styku trzech państw. W rzeczywistości bogowie raczej nie mieli udziału w jej powstaniu. To pozostałość po superkontynencie Gondwana, na który składały się m.in. dzisiejsze Indie, Afryka, Australia, Antarktyda oraz oczywiście Ameryka Południowa.

Wspinaczka w daleką przeszłość

Prehistoryczność Roraimy to także przyczyna jej biologicznej wyjątkowości. Flora i fauna góry przez lata pozostawały w niemal całkowitej izolacji, dzięki czemu większość tamtejszego życia występuje wyłącznie na tego typu południowoamerykańskich formacjach (zwanych tepui, co w języku Pemon oznacza „dom bogów”). Do endemicznych gatunków zalicza się tutaj np. mikroskopijna ropucha krzewiasta oraz kilka rodzajów owadożernych dzbaneczników. Szczyt nie jest zresztą przyjaznym miejscem do życia: pada tu niemalże każdego dnia, a deszcze wypłukują z gleby wszelkie składniki odżywcze, ograniczając roślinność do niewielkich krzaków oraz glonów.

Szczyt góry robi wrażenie cofnięcia się do czasów na długo przed pojawieniem się człowieka. / źródło: Johanna Wallace

Dotarcie na szczyt też nie należy do prostych zadań. Roraimę z wielu stron otaczają pionowe urwiska, często o wysokości ponad 400 metrów. Choć wspięcie się po nich jest możliwe, wymaga specjalistycznego sprzętu, świetnej kondycji i przede wszystkim trudnych do zdobycia pozwoleń od władz. Jedyna ścieżka, którą na górę mogą dostać się także zwyczajni turyści, wiedzie z miasteczka Pareitepui. Trwa kilka dni, z jednym przeznaczonym wyłącznie na eksplorację szczytu. Nawet ta najprostsza droga może się jednak okazać wykańczającym wyzwaniem. Codziennie trzeba spędzić co najmniej kilka godzin maszerując, często przemierzając strome szlaki w ulewnym deszczu, potrafiącym błyskawicznie zmienić przecinające trasę rzeki w nieprzejednany żywioł. Wspinaczkę dodatkowo uprzykrzają wszechobecne moskity.

Krajobraz prehistorii

Czy sam szczyt usprawiedliwia mozolną wyprawę? Tym, którzy spodziewają się po Roraimie spektakularnych widoków i wszechobecnej zieleni, może się wydać rozczarowaniem. Regularnie skąpane w deszczu tepui zazwyczaj jest mgliste. Krajobraz zamiast rozciągać się na dziesiątki kilometrów jest często zakryty gęstymi chmurami. Rzadko kiedy jest tu szansa na doświadczenie bardziej tradycyjnego piękna natury. To jednak nie powinno odstraszyć podróżników nastawionych na jedyne w swoim rodzaju przeżycia.

Roraima, relikt sprzed setek milionów lat, nie przypomina świata, który znamy. Na szczycie góry z niemalże jałowej ziemi wystają wysokie czarne skały, wyrzeźbione nieustającą ekspozycją na ulewy. Pomiędzy nimi rosną niespotykane poza tepui rośliny, przystosowane do wegetacji w skrajnie nieprzyjaznym środowisku. Jednymi z najważniejszych punktów orientacyjnych jest płytkie jezioro Gladys oraz trójstyk granic Wenezueli, Gujany i Brazylii, jeden z nielicznych trwałych śladów ludzkiej działalności. Prawdziwą wizytówką Roraimy jest jednak dolina kryształów, gdzie ziemię pokrywa dywan na wpół przezroczystych kamieni.

Kamienie w Dolinie Kryształów pokrywają jałową ziemię. Zabranie ich ze szczytu według wierzeń rdzennych ludów przynosi pecha… i perspektywę wenezuelskiego więzienia. / źródło: Carlos Felipe Antonorsi

Kamienie w Dolinie Kryształów pokrywają jałową ziemię. Zabranie ich ze szczytu według wierzeń rdzennych ludów przynosi pecha… i perspektywę wenezuelskiego więzienia. / źródło: Carlos Felipe Antonorsi

Planeta Roraima

Niedostępność i prehistoryczna specyfika najwyższego tepui Gran Sabany składają się na atmosferę obcowania z krajobrazami, które zniknęły na długo przed pojawieniem się na Ziemi dinozaurów. Pomimo braku konwencjonalnego piękna i żmudnej wspinaczki na szczyt, jej odmienność zachwyca i inspiruje. Prasowe doniesienia o Roraimie stały się m.in. podstawą dla Zaginionego świata Doyle’a!

Wystarczy chociaż raz przejrzeć zdjęcia tego miejsca, by nie móc już wyrzucić go z pamięci.

 

✈️ 🇺🇸
Wyjazd do USA